▪ Nicole Cauton ▪ 21 wiosen ▪ Pistolet ▪ Pochodzi z ziemi ▪ Mieszka na Omega Prime ▪ Tam ją wysłali rodzice ▪ Oni sami zostali na ziemi ▪ Zginęli ▪ Nie ma rodzeństwa ▪ Badaczka ▪ Uwielbia pomagać ▪ Sarkastyczna ▪ Łatwo ją zmusić do łez ▪ Wredna ▪ Nie lubi kiedy ktoś coś jej każe ▪ Badaczką została z powodu swoich pasji ▪ Ogółem, dużo się uczyła. ▪ Tak zdobyła swą posadę ▪ Uwielbia koty. ▪ Próbowała jednego zabrać ze sobą. ▪ Skazała go na śmierć. ▪ Potrafi być miła. ▪
Nocą czas spędza na dworze ▪ W skrócie? ▪ Dziwna ▪ Trochę. ▪ Da się rozmawiać ▪ Ukradła pistolet▪
▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪
Wizerunek: Natalie Portman. Nie zjedzcie mnie ;u; Nie potrafię pisać kart postaci ;u;
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[ Witaj! Tak miło widzieć nowego autora :D Przyznaję się! Podglądałam kartę, bo ciekawość jest ode mnie silniejsza... mam nadzieję, że mi to wybaczysz... Natalie Portman jest taka śliczna *-*
OdpowiedzUsuńPrzechodzę od razu do rzeczy - Wąteczek. Nie mam jeszcze pomysłu, ale to dlatego, ze nie mam za bardzo czasu by nad nim aktualnie myśleć, co nie zmienia faktu, że mogę coś zaproponować, ale bardziej jutro, chyba, że ty miałabyś już może jakąś koncepcję. Nie ma się co martwić, ja Cię nie zjem i Matt chyba też nie ;) No chyba, że by mu jakiś gadżet bezpowrotnie Nicole zepsuła...
Także tak na zakończenie mimo niewielkiej liczby osób i braku czasu mam nadzieję będziesz się dobrze tutaj bawić :) ]
P.S. chyba w kp powinno być 'Łatwo ją zmusić do łez' niżeli 'są'
Matt
[Witam teraz już oficjalnie - niestety akurat mam sporo nadgodzin w pracy i przez kilka dni średnio będę aktywny, ale na wątek mam nadzieję że znajdę czas. Hmm, o pomysł może być trudno, bo Joe jest z Priority, ale... Coś zawsze można wymyślić, może mój bohater przebywałby akurat na Omega Prime służbowo? Albo panna Cauton może wybrałaby się na stację? :D ]
OdpowiedzUsuńJoe Carpenter
[Odpisuję i uciekam spać - jutro od rana praca, później grill a sobota znów cała w pracy ;> ]
OdpowiedzUsuńJoe od dłuższego czasu zajmował się nie tylko maszynami. Jako jeden z głównych mechaników miał wiele spraw do załatwienia, ale i nikt nie kontrolował jego czasu pracy i sam go sobie wyznaczał. Prywatnie już od kilku miesięcy ślęczał nad rozwiązywaniem zawiłych spraw - niczym prywatny detektyw. Interesowało go to i intrygowało - nie miał zamiaru wstępywać w szeregi SWP, nie nadawał się na szeregowego ani oficera. Wolał robić wszystko na własną rękę. I opłaciło mu się to, odkrył wiele intryg i prowadził własne kartoteki w formie pisemnej, komputery były inwigilowane na tyle, by nie móc im ufać. Zwłaszcza, że do wszystkiego dostęp miał HUGH. Joe miał okazję tylko raz z nim rozmawiać i uważał, że woli zachować ostrożność. Dziś robił standardowy obchód i nie było nic dziwnego w tym, że zainteresował się młodą kobietą ściskającą uporczywie broń. Pewnie i tak niedługo przyczepiłoby się do niej SWP więc wolał sam zainterweniować.
-Witam, radzę schować broń. SWP pewnie kręci się w okolicy a domyślam się, że nie chciałabyś nocować na dołku do wyjaśnienia sprawy i stracić pistoletu - mrugnął do niej zabawnie.
Joe Carpenter
[Cokolwiek to będzie zawsze może się pomysł rozwinąć w trakcie gry, także no worries :D Także w razie co, ja może ewentualnie coś jutro wrzucę. Ty też? Znęcanie się nad postaciami zawsze urozmaica grę! :D ]
OdpowiedzUsuńMatt
[Pierwszy pomysł to taki, że skoro obie lubimy krzywdzić nasze postacie, to może coś z delikatnego psychicznego krzywdzenia. Nicole jest badaczką, a Matt mechanikiem, oboje są na Omega Prime, więc mogli sobie wejść w drogę, jedno chciało coś tam zrobić, drugie coś innego i doszło do zajadłej kłótni, bo Matta naturalnie bardziej obchodzą sprawy techniczne, a Nicole naturalne, może chodziło o jakiś przyrząd, który potrzebny był im obu i było to coś niezmiernie ważnego? Jak Ci przypadnie to do gustu, to domyślę jakieś szczegóły. Drugi pomysł to taki, żeby spotkali się na dworze, bo oboje sobie lubią wychodzić, ale po okolicy grasują te dziwne stwory i może będą przed nimi uciekać, albo obserwować...albo lepiej, zostaną ranni! może nie tyle przez same stworzenia co przy ucieczce.]
OdpowiedzUsuńMatt
Nie można było mówić o zmroku, czy też kompletnej ciemni. Zachód słońca był w swojej końcowej fazie. Niebo powoli traciło ciepły kolor, chociaż nie można było mówić jeszcze o zmroku. Matt nigdy nie planował tego kiedy wyjdzie na świeże powietrze, żeby pozwolić swoim płucom nacieszyć się naturalnym składem atmosfery niżeli cały czas siedzieć w swoim pokoju. Z przyzwyczajenia narzucił na ramiona stosunkowo cienką brązową kurtkę przedostając się właśnie poza bezpieczną strefę. Cokolwiek buszowało po okolicy, nie pojawiło się nagle więc Matt nie przejmował się zbytnio, że akurat tym razem coś by się mogło wydarzyć. Myśli płynęły swoim powolnym tempem pozwalając jego uwadze poddać się naturalnej kuracji. Zatrzymał się w pół kroku słysząc szmer gdzieś z jego prawej strony, jednak wbrew cichym głosom w jego głowie nie przejął się tym kontynuując spacer.
OdpowiedzUsuńMatt
-Kur...- Warknął, gdy odłamek kory lecący w zawrotnej prędkości naciął jego ramię. W odruchu chwycił się za miejsce gdzie powoli zaczynała sączyć się krew. Rozejrzał się gwałtownie dookoła siebie i wcale nie trzeba było długo szukać o spojrzeniem napotkał skrawek osoby, która musiała być odpowiedzialna za strzał. Nie mając zamiaru pozwalać jej chadzać z bronią i strzelać bez powodu do drzew ruszył w jej stronę. - Co robisz?! - Huknął w jej stronę. Potrzebował chwili by zorientować się, że kobieta należy do badaczy. Gdyby może była kimś innym zrozumiałby obecność broni w jej dłoniach, ale w takich okolicznościach nie bardzo się to zgadzało.
OdpowiedzUsuńMatt
- Idzie Ci wręcz wyśmienicie. - Odsunął dłoń od swojego ramienia, a szkarłat ze swojej skóry wytarł po prostu w t-shirt. Nie było to może nic poważnego, ale jak na razie krew wcale nie ustawała się sączyć, a Matt nie wyglądał się tym szczególnie przejmować. - Wszystko było dobrze dopóki wszyscy nagle nie zaczęli wymachiwać bronią. - Mruknął, rozglądając się orientacyjnie. - Chodź, lepiej tu nie zostawać, jeszcze coś przez Ciebie ucierpi. - Zrobił kilka kroków w stronę z której przyszedł, ale zatrzymał się słysząc najprawdopodobniej to samo co Nicole, za nim zdążył zrobić kolejny krok coś przed nimi przeskoczyło. Było tak szybkie, że nie był w stanie stwierdzić jaki miało kolor, nie był w stanie niczego stwierdzić. Teraz cofnął się, zerkając kątem oka na dziewczynę. Krzaki poruszyły się i powolnie zaczęło się z nich coś wyłaniać. Szybko do ich uszu dotarło też warczenie podobne do tygrysiego mruczenia, nie zapowiadającego się na miłe spotkanie. - Biegnij! - Chwycił ją za nadgarstek i zaczął pędzić tak szybko jak tylko mógł jak najdalej od zagrożenia. Nie mieli szans ze stworzeniem, nawet z bronią, która nawet jeśli mogłaby go uszkodzić, to równie dobrze mogłaby też okazać się zbyt powolna.
OdpowiedzUsuńMatt
-Na litość boską! Przestań strzelać! - Syknął szukając wzrokiem czegokolwiek co mógłby użyć w obronie. Metalowy pręt, kij bejsbolowy, ogłuszasz, paralizator... tak, takich rzeczy tutaj na pewno nie znajdzie. W akcie desperacji wyciągnął z kieszeni ostatnio skonfiskowany eksperyment dwóch techników mając nadzieję, że cokolwiek z tym zrobili, wybuchnie. - Daj mi to. - Nie mając czasu na decyzję dziewczyny odebrał od niej pistolet, przeładował go i rzucając obiekt w powietrze wykonał w niego celny strzał, co faktycznie doprowadziło do wybuchu. Większego niż się spodziewał. Fala uderzeniowa powaliła go na ziemię i w duchu dziękował, że tą tykającą bombę rozbroił tu, a nie w laboratorium. Podniósł się szybko i jako że nie widziało mu się czekanie na oznaki życia ze strony monstra, pomógł dziewczynie wstać i ruszył z nią nieco dalej od miejsca zbrodni. - Jesteś ranna? - Zmierzył ją spojrzeniem, gdy już przystanęli będąc w powierzchownie bezpiecznie wyglądającym miejscu.
OdpowiedzUsuńMatt
Sytuacja była lekko mówiąc beznadziejna. Grzęźli w takim bagnie, że wiadomość o tym, że jak na razie jest cała nawet go nie pocieszył. Mieli jeszcze do przetrwania powrót do kolonii, więc ten stan z łatwością mógł się zmienić, zwłaszcza, że drapieżników było coraz więcej a pocisków w borni coraz mniej. Nawet jeśli i tak niewiele by dała.
OdpowiedzUsuń-Problem... - powtórzył, jakby chciał powiedzieć, że to zdecydowanie więcej niż tylko problem. Mogli zginąć, a co jak co Matt cenił swoje życie i zakładał, że podobnie było z dziewczyną. Jej głos tłoczył się w jego głowie, sprawiając, że coraz ciężej było mu myśleć. Nic nie mówił. Oczami wędrował tylko to z jednej strony to z drugiej. Noc zaczynała zagarniać sobie planetę leniwym ramieniem, a oni utknęli w epicentrum polowania.
- Chcesz IM zagradzać drogę? Czym? - Spojrzał na nią, jakby jej słowa były absurdem i z łatwością dało się to usłyszeć w jego głowie. - Nie przeżyjemy, nie damy rady dotrzeć do kolonii. - Wymamrotał pod nosem i rozejrzał się jeszcze raz. - Dasz radę wdrapać się na to drzewo? - Wskazał spojrzeniem na oddalony o zaledwie dwa metry pień, upstrzony bliżej góry w liczne gałęzie. Nie mieli czasu, ani wyboru, musieli działać szybko.
Matt
Drzewo okazało się równie marnym pomysłem. Przeklął w myślach, że w ogóle wybrał się dzisiaj gdziekolwiek. Tak to jest jak się ignoruje wyraźne spostrzeżenia na temat nowych istot na niedawno zasiedlonej planecie. Kreatury musiały go nie zauważyć, bo wszystkie skupiły swoją uwagę na Nicole, a Matt nie zdążył nawet zareagować kiedy dziewczyna leżała już na ziemi.
OdpowiedzUsuń- Hej! - Krzyknął jakby w desperacji i sięgnął po pierwsze co wpadło mu pod rękę. Rzucił kilkoma kamieniami, w końcu odwracając uwagę stworzeń od dziewczyny i skupiając ją na sobie. Teraz ich jak na sytuację dość spokojne kroki skierowała się w jego stronę. Jeden z pierwszych drapieżników wyszczerzył zębiska i warknął nieprzyjemnie. Matt nie myśląc długo po prostu puścił się biegiem w drugą stronę, tak, żeby Nicole miała szansę uciec. - Wróć do kolonii! Wezwij pomoc! - Wrzasnął w ostatniej chwili za nim zniknął wraz z watahą w odmętach nocy.
Matt
Ludzie i zwierzęta zbudowani są na pewne sposoby umożliwiające im robienie specyficznych rzeczy. Tak jak goniące go drapieżniki były przystosowane do osiągania niewyobrażalnych prędkości, tak Matt, będący tylko człowiekiem - nie był. Mógł biegać szybko, ale nie na tyle by uciec całemu stadu. Przedzierał się przez chaszcze nie mając nawet czasu obejrzeć się do tyłu. W takich chwilach uruchamiała się czysta wola przetrwania. Chwytał zaciekle powietrze modląc się o to by jego kolejne kroki nie wyprowadziły go nad przepaść, lub, żeby nie połamał sobie kości. Czując, że ma coraz mniej sił skręcił w niewiadomym kierunku, nie wiedząc nawet na co liczy. I nagle pierwsze zwierzę rzuciło się na jego plecy. Oboje huknęli o ziemię, ale za nim drapieżnik wbił swoje pazury w jego skórę Mattowi udało się go zrzucić. Przeczołgał się, aby uniknąć kolejnego zamachu na jego życie i wystrzelił kilka razy z broni, aby trafić w dwa łby. Nie zdążył nawet wstać kiedy na horyzoncie pojawiły się kolejne kreatury. Przeczołgał się jeszcze trochę natrafiając dłonią na korzeń, później kolejny i widząc, że drzewo swoimi odnóżami uformowało pewnego rodzaju schronienie wdrapał się do środka mając nadzieję, że zwierzętom się to nie uda. Łapy przedarły się przez szpary pozostawiając krwiste ślady na jego ciele, ale ich cielska nie były w stanie przedostać się dalej. Matt osunął się najgłębiej jak tylko mógł pokładając wszystkie nadzieje w Nicole.
OdpowiedzUsuńMatt
Nie tak wyobrażał sobie sprowadzenie pomocy. Kiedy mówił, sprowadź pomoc, miał na myśli faktyczne osoby, a ona znów tu wróciła z bronią. Nie mieli wkoło odciągać zwierzyny od siebie tylko przedostać się do bezpiecznej strefy. Klął pod nosem patrząc jak drapieżniki zmierzają w jej stronę. Nie miał szczególnie czasu ani warunków aby cokolwiek opatrzyć, więc zamiast tego, wygramolił się ze swojej dotychczasowej skrytki i korzystając z nieuwagi, postrzelił kilka kolejnych łbów. Kreatur było coraz mniej i mimo iż kilka razy udało im się ponownie ranić Matta, ten zaciskał tylko zęby prosząc aby amunicja mu się nie skończyła. Nicole nie miała wiele więcej szczęścia - jedna z łap sięgnęła jej nogi pozostawiając podłużne ślady na łydce. W końcu ostatnie zwierzę padło od pocisku Nicole, ryk i warczenie ustało, a Matt rozejrzał się po zalesionej okolicy. Czuł jak powoli działanie adrenaliny opada w jego żyłach, a on czuje się coraz gorzej. Podszedł kilka kroków do dziewczyny. - Musimy wrócić do kolonii, może być ich więcej. - Wysunął do niej swoje ramię, zapewne oboje po trochu potrzebowali swojego wsparcia by dotrzeć na miejsce. Nie zapowiadało się aby cokolwiek innego miało ich napaść, w końcu głośne strzały już dawno by kogoś lub coś przyciągnęły.
OdpowiedzUsuńMatt
Trudno powiedzieć jakby zareagował w normalnych okolicznościach, gdyby jakaś osoba zaczęła mu się żalić i obwiniać nie do końca mając do tego podstawy, zapewne zależałoby to od tego z jakiego powodu by się obwiniała, teraz jednak nie miał nawet głowy do tego by o tym myśleć.
OdpowiedzUsuń- Prędzej czy później by kogoś zaatakowały i rozumiem, nie chciałaś nikogo narażać, a nam się udało, więc chodźmy. - Zrobił krok w stronę z której przybiegła dziewczyna. - Tak, tak mam, ale tutaj na pewno nie będziemy opatrywać ran. - Omiótł okolicę po raz kolejny. Już nigdy nie spojrzy na to miejsce tak samo.
Matt
-Proszę bardzo. - Wyjął je z kieszeni i wcisnął w jej dłoń. - Nie będę ich opatrywać tutaj. Jakbyś nie zauważyła jest ciemno i w każdej chwili coś znowu może się pojawić i wtedy bandaże na nic się nie przydadzą. Poza tym musiałbym pierw zdezynfekować te rany, a wątpię, że zabrałaś ze sobą całą apteczkę. - I nie chodziło, że miał do niej pretensje, bo tego nie zrobiła, chciał ją po prostu przekonać do tego, że lepiej jeśli najpierw wrócą do kolonii, a później będą zajmować się swoimi ranami i zadrapaniami.
OdpowiedzUsuń- Ale rób jak chcesz, ja wracam. - Mruknął pod nosem i zaczął maszerować w miarę swoich możliwości w stronę cywilizacji.
Matt
Zatrzymał się gwałtownie gdy strzeliła, miał ochotę na nią wrzasnąć, ale powstrzymał się. Warknął coś niewyraźnie pod nosem i podszedł do niej i chwycił ją agresywnie za ramię.
OdpowiedzUsuń- Dlatego musimy iść. - Wycedził przez zęby ignorując jej słowa na temat tego, że chciała dobrze. Wiedział o tym, ale to nie miało większego znaczenia. Musieli jak najszybciej wrócić.
Nie zważał na to czy się szarpała, czy protestowała, ciągnął ją tak przez większość drogi i puścił ją dopiero gdy dotarli pod samą bramę i tam w końcu znaleźli się bezpiecznie po drugiej stronie. Od uścisku jego dłoni, będzie zapewne miała solidny siniak, ale mało go to obchodziło.
- Powinienem mieć u siebie środki na oczyszczenie ran... - I tutaj musiał ją spytać. - Idziesz ze mną? - Odparł teraz już bardziej statecznym tonem, spoglądając na nią z boku.
Słysząc jej ton zmierzył ją jeszcze raz spojrzeniem za nim ruszył. Nie dopytał się po raz kolejny czy na pewno chce iść. Nie musiała, była dorosła i mogła podejmować własne wybory, sama przecież też mogłaby się na osobności opatrzyć, ale skoro się zgodziła Matt przyjął to za zezwolenie na to iż może zacząć iść do swojej kwatery. Nie odezwał się do niej przez cały ich koślawy spacer, bo zważając na stan Matta, tego jak był poszarpany trudno było iść mu w całkowitym pionie. Zatrzymał się na moment przed drzwiami i spojrzał na dziewczynę. Otworzył usta, jednak zamknął je po chwili. Znów otworzył. - Nie przestraszasz się. - Mruknął jakby tak naprawdę mu nie zależało. Nie było to do końca to co chciał pierwotnie powiedzieć, ale ostrzeżenie na temat bałaganu było dość ważną informacją. Drzwi otworzyły się, a Matt oparł się ręką o framugę, żeby zrobić kilka kolejnych kroków. Światła automatycznie się zapaliły i pokój ukazał się im w pełnej okazałości: porozrzucane ubrania, koc leżący bardziej na podłodze niż na łóżku i zawalone biurko. Podszedł do obszernego fotela i obrócił go tym samym dając jej wolną rękę do tego czy chce w nim usiąść czy nie. Sam zebrał kilka ciuchów i wcisnął je do szafy, później podchodząc do wbudowanej w ścianę szafki i wyjął z niej kilka bandaży, gaz, oraz elektroniczny dezynfektor. Usiadł na łóżku kładąc wszystko obok siebie. Był tak poważnie poszarpany, że nie wiedział nawet od czego powinien zacząć. - Chcesz iść na pierwszy ogień? - Wyciągnął w jej stronę urządzenie, a kącik ust drgnął do góry.
OdpowiedzUsuń- Okeeej. - Mruknął przeciągle i zmierzył ją jeszcze raz swoim spojrzeniem. - Tylko wiesz... to nie ma znaczenia czy zadrapanie jest głębokie czy nie, zakażenie i tak może się wdać. - Wolał ją tylko uprzedzić. - Także się nie wywiniesz. - Puścił jej oczko.
OdpowiedzUsuńPodniósł się. - Będę potrzebować twojej pomocy. - Podał jej dezynfektor i zdjął podarty t-shirt, a dokładniej jego strzępki i odwrócił się do niej plecami. Widok był paskudny. Głęboki ślad pazurów ciągnął się od łopatek aż po dolną partie pleców i nie były to jedyne zadrapania, jedne głębsze inne mniej, ale wszystko trzeba było zdezynfekować. - Jak to wygląda? Będzie potrzebna szmatka i woda? - Jeśli było tam sporo krwi, a było to pierw należałoby się jej pozbyć.
Zaśmiał się na sugestię z tańcem. - Można tak powiedzieć. - Kierując się do łazienki rzucił materiał gdzieś w kąt i zniknął na chwilę, aby wrócić wodą w misce i już zmoczoną szmatką. Jak na technika, czyli człowieka spędzającego większość czasu w jednym miejscu, nie mógł narzekać na brak formy. Na pewno nie miał sześciopaku, ale dało się zauważyć nieznaczny zarys mięśni. Wręczył jej kolejne przedmioty i ustawił się ponownie w tej samej pozycji, czyli tyłem do niej. - Dobra. - Wziął wdech. - Możesz zaczynać. - Wiedział, że skoro wyglądało to tak źle, musiał przygotować się na całkiem spory ból. - Tak, Ciebie drasnął tylko w nogę, ale racja. Dobrze, że chociaż żyjemy.
OdpowiedzUsuń- Wiem, że jako nadzorca mechaników powinienem wiedzieć jak nazywa się większość ludzi na Omega Prime, ale twoje mi umknęło.
- O tak, efekty tego szczęścia właśnie. Ahh. - Syknął krzywiąc się gdy trafiła na bardziej rozległą ranę. Przeczuwał, że będzie musiał zapewne odwiedzić ambulatorium i zszyć rany, nie chciał jeszcze kazać robić tego Nicole, która była badaczem owszem, ale zakładanie szwów? Poza tym trzeba byłoby do tego sprzętu, a on nie trzymał u siebie ani nici ani igieł.
OdpowiedzUsuń- Ta, pewnie były głodne. - Mruknął. - Chyba bym się nie zgodził...- Co do tego, że było warto, osobiście tak nie uważał.